Pęknięcie…
Panie
jestem na obraz i podobieństwo
więc dlaczego jest we mnie pęknięcie
takie jak między owocowaniem i zamieraniem
i wszystko w jednym czasie
mgła smutku i promień słońca
srebrzysty liść płuca drga jak struna na wietrze
ale nie ma w nim oddechu
Panie
kreślę obraz
nie wiem czy na podobieństwo
gdzie linia kręta wiedzie pędzla
co ręką losu jest prowadzona
w pęknięcie wkrada się
lód , choć mówią że to werniks lśni
mrozi się czas i moje powieki
nie chcę widzieć czerni podkładu
tylko cienkie płatki koloru
jak róż na policzkach niewiasty
dodają barw chwili szczęścia
zanim nie otrząsnę zwidu
złudy perspektywy
ściskam siebie i swój czas
żar wiary i modlitwa
wytopi lody skrzepłe na nierównej linii
czarny podkład
wypłucze potok ogrzanych wzruszeń
a ja
Jak pęknięty obraz Twój jestem
garściami popioły z dni rozstań
wsypuję w szczeliny
aż powstanie diament bezczasu